
geniuszu i pomysłu, by przedstawić tę historię w taki właśnie sposób.
Dramat z jednej strony trzyma się
zasad decorum, bo podobnie jak w teatrze antycznym, nie zobaczymy na scenie
elementów drastycznych, wszystko jest „jedynie” opowiedziane. Ale jak
opowiedziane! Jeśli skupi się wszystkimi zmysłami na tych słowach można
usłyszeć niewypowiedziany krzyk ludzi w tle, płacz dzieci, można poczuć swąd
palonego mięsa i dymu. Chwilami chce się, by oczy czytały szybciej i ukazały,
co kryją kolejne słowa, a czasami z kluchą w gardle czyta się w zwolnionym
tempie mając nadzieję, że nie nadejdzie to, czego się spodziewamy. Z drugiej
strony, o ile zasady akcji i miejsca można uznać, za zachowane, o tyle mamy do
czynienia z bezwzględnym złamaniem zasady jedności czasu, ponieważ akcja
dramatu rozgrywa się na przestrzeni wielu lat – od czasu „szkolnej ławki” do
„grobowej deski”.
Można
doszukiwać się również czegoś na wzór chórów wykonujących stasimony, które
czynią swoiste podsumowania istotnych momentów.
Najważniejszy jednak jest doskonale
dobrany język, który tak pasuje do sytuacji i opowiadanych wydarzeń, że
czytelnik nie ma wątpliwości, że nie można było tego wyrazić innymi słowami.
Na tym poprzestanę mając nadzieję, że
tych kilka słów zachęci kogoś do lektury doskonałego, a jednak niestety nieco
zapomnianego dramatu Tadeusza Słobodzianka, który (podobnie jak Tworki Marka
Bieńczyka) w zupełnie nowy sposób opisuje historię wpisując się w nurt
literackiej postpamięci.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz