06 maja 2014

Potrzebny czy nie? A jak tak, to po co?


http://smirmilka.files.wordpress.com/2010/03/feministki.jpgJeśli dążenie do bycia niezależną, posiadanie własnego zdania, chęć wyeksponowania swojej wartości i pokazania zdolności do piastowania stanowisk stereotypowo przypisanych tylko mężczyznom, to definicja feminizmu, to mogę wszem i wobec stwierdzić, że jestem feministką!
W dodatku feministką, która lubi facetów! Czy to jakiś fenomen? Chyba nie, po prostu nieco inne podejście do tematu. Przyznam się osobiście, że szlag mnie trafia kiedy widzę nieporadne życiowo, zupełnie podporządkowane „swoim” facetom kobiety. Rozumiem, kiedy jest to zachowanie, powiedzmy, „wyrachowane” (mężczyźni podobno lubią móc pokazać nieporadnej dziewoi jak co działa). Wtedy jest to swego rodzaju manipulacja by osiągnąć swój cel. Jak to mówią „cel uświęca środki”, więc czasem warto udać głupiutką sierotkę, mimo że charakter każe nam być twardzielką.
Pisząc, że „lubię facetów”, celowo użyłam słowa „lubię”, wpierw odruchowo chciałam napisać „uwielbiam”, ale od uwielbiania blisko do ubóstwiania, a stamtąd do uzależnienia od nich. A muszę rozróżnić, że uzależnienie od facetów jest czymś zupełnie innym od uzależniania od korzyści, których nam dostarczają. Więc czy trafnym jest stwierdzenie, że feminizm kończy się tam, gdzie trzeba wnieść fortepian na czwarte piętro? Może wręcz przeciwnie, może właśnie tam się on zaczyna? Może właśnie w sytuacji, gdy trzeba przenieść wspomniany fortepian, zamieniamy się w te słabiutkie kobiety, które zginęłyby w dżungli życia bez ramion naszych silnych Tarzanów. Oczywiście, proszę nie zrozumieć mnie źle. Nie namawiam do traktowania mężczyzn instrumentalnie, absolutnie. Chcę tylko pokazać mechanizmy, które rządzą naszym światem, nawet jeśli nie zdajemy sobie z tego sprawy. Rzecz jasna nie wszystkie kobiety mają takie podejście, są takie które uważają męża za świętość i „szczęście od Boga” (szkoda, że nie da im szóstki w totka), a są i tak zwane „fest baby”, które same wrzuciłyby nasz fortepian na bary i zawlekły nawet na piętro dziesiąte. Ale może zostanę przy tych, jednak bardziej wyśrodkowanych.
Muszę stwierdzić, że faceci są nam potrzebni i to nie tylko w sensie fizycznym, na co wskazywałoby to, o czym chcę teraz napisać. Otóż seks! Czytałam niedawno artykuł o tym, że seks, jak ryba dobrze wpływa na wszystko. Podobno dlatego, kochając się regularnie utrzymujemy organizm zdrowym. Ciekawe ile w tym prawdy, że pomaga na bóle migrenowe. Co więcej, odmładza! A to niby dlatego, że podczas stosunku ciśnienie wzrasta, krew szybciej krąży i nasze ciało zostaje lepiej ukrwione, dzięki czemu poprawia się wygląd naszej skóry. Podobno działa nawet na grypę. Dobre sobie! Ale nie krytykuję, bo może kiedyś przyznam temu rację! Aha. Jest jeszcze kilka defektów uzdrawianych przez magiczną różdżkę seksu, ale nie do tego zmierzam. Czy to o czym napisałam nie jest „fizyczny zastosowaniem” mężczyzny? Otóż nie. Okazuje się, że taki efekt może dać nam tylko satysfakcja z seksu a nie on sam. A, sądzę, że pełniej satysfakcji nie da się uzyskać na poziomie wyłącznie fizycznym. Tu potrzebne są „wyższe poziomy jedi”, emocje, głębszy związek zbliżających się ludzi, coś co wychodzi poza sferę fizyczną i materialną. Chyba chodzi o te wszystkie wzdychania, motyle w brzuchu i inne takie dziwne rzeczy, po których sądzimy, że o danej osoby czujemy coś więcej poza samym pociągiem fizycznym.
Tu oczywiście może paść stwierdzenie, że seks lesbijek przynosi takie same efekty. Kochają się, więc łączy je coś głębszego, dają sobie przyjemność również fizyczną, więc facet nie jest im potrzebny ani do szczęścia ani do zdrowia. Racja. Zaraz przychodzi mi na myśl „Seksmisja” i świat opanowany przez kobiety. Najprawdziwsze jest najbanalniejsze – nawet gdyby feministki lesbijki chciały opanować świat, to póki co nie mają innego sposobu na tworzenie kolejnych feministycznych pokoleń, bez udziału „pierwiastka” męskiego. Ot co!


Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 MistressExclamation
Designed By Blokotek