
Ale po kolei.
Długi
film o miłości… to reportaż, który wstępnie miał być literaturą faktu,
ale jak mówi sam autor, w takiej postaci możemy go nazwać co najwyżej
literaturą opartą na faktach. Hugo-Bader postanawia wziąć udział w wyprawie po
ciała zaginionych zimą 2013 roku alpinistów polskich,
Macieja Berbeki i Tomasza Kowalskiego. Wyprawa odbyła się latem tego samego roku, a jest organizowana przez Jacka Berbekę, brata Macieja, przy udziale ich wspólnych przyjaciół ze środowiska alpinistycznego. Hugo-Bader po wielu staraniach otrzymał zgodę Jacka Berbeki na wyjazd wraz z letnią wyprawą poszukiwawczą. Efektem wyprawy poszukiwawczej, zdobytych materiałów i relacji dotyczących wyprawy zimowej oraz szumu medialnego wokół całej sprawy, jest najnowsza książka Jacka Hugo-Badera Długi film o miłości. Powrót na Broad Peak.
Macieja Berbeki i Tomasza Kowalskiego. Wyprawa odbyła się latem tego samego roku, a jest organizowana przez Jacka Berbekę, brata Macieja, przy udziale ich wspólnych przyjaciół ze środowiska alpinistycznego. Hugo-Bader po wielu staraniach otrzymał zgodę Jacka Berbeki na wyjazd wraz z letnią wyprawą poszukiwawczą. Efektem wyprawy poszukiwawczej, zdobytych materiałów i relacji dotyczących wyprawy zimowej oraz szumu medialnego wokół całej sprawy, jest najnowsza książka Jacka Hugo-Badera Długi film o miłości. Powrót na Broad Peak.
Książka, mimo że
czytelnik niemal nie ma możliwości tego odczuć, jest silnie zsubiektywizowana –
jak na reportaż przystało! Przecież reporter subiektywnie ocenia jakie
fragmenty tekstu wybierze, jakie części wykorzysta do swojej układanki. Nawet
jeśli pisarz powołuje się na czyjeś słowa, to tylko od niego zależy w jakim
kontekście je umieści, co napisał przed nimi, a co po nich – to wszystko czyni
reportaż niezwykle subiektywnym, choć nie zawsze jest to oczywiste. Nie jest
to, rzecz jasna, oczywiste w przypadku tego reportażu, bo autor niezwykle
umiejętnie operuje opiniami i słowami, które wplata do swojego dzieła.
Wszystkie opinie związane są z dylematem moralnym, które nie pozwalają
jednoznacznie ocenić żadnej postawy. Hugo-Bader z jednej strony opisuje
funkcjonowanie ludzkiego mózgu na wysokości powyżej 7 000 metrów nad
poziomem morza, przytacza rozmaite doświadczenia himalaistów światowego
formatu, badania naukowe – wszystko, co świadczy o tym, że w pewnych warunkach
i okolicznościach instynkt przetrwania bierze nad człowiekiem górę i nie
pozwala mu myśleć o niczym innym, jak tylko o ratowaniu własnego życia. I kiedy
czytelnik już zaczyna w głowie usprawiedliwiać Adama Bieleckiego i Artura Małka
- że przecież o siebie walczyli, że byli na granicy życia i śmierci, że ich
inne zachowanie mogłoby najwyżej przysporzyć dwie kolejne ofiary – wtedy autor
prezentuje nam szereg heroicznych wyczynów alpinistów, dla których liczyło się
tylko tak zwane „braterstwo liny”, partnerstwo i druga osoba. Opisuje
przypadki, kiedy alpiniści tuż przed upragnionym szczytem zawracają tylko po
to, by sprowadzić partnera, któremu dała się we znaki choroba wysokościowa –
zdarzały się niezwykłe przypadki transportowania obcych osłabłych alpinistów na
własnych barkach, tylko przez wzgląd na pewne moralne przekonania i niepisane
zasady panujące w środowisku wspinaczy. I co z tym fantem zrobić? Z jednej
strony mamy instynkt samozachowawczy, potrzebę ratowania własnego życia w
sytuacji skrajnego wycieczenia i walki o każdy oddech, a z drugiej heroiczne
poświęcenie na rzecz drugiego człowieka. Te dwa skrajnie różne stanowiska Jacek
Hugo-Bader przedstawił wklejając wypowiedzi z for internetowych, na których
wrzało zarówno w czasie trwania wyprawy, jak i wtedy kiedy okazało się, że
Maciej Berbeka z Tomkiem Kowalskim zostali uznani za zmarłych, a nawet wtedy,
gdy Jacek Berbeka postanowił zorganizować wyprawę po ciała zaginionych.
Na dzisiejszym (21.10.2014)
spotkaniu z Hugo-Baderem przy okazji Festiwalu Conrada, ktoś zarzucił Baderowi,
że te wstawki z komentarzami forumowiczów „zanieczyściły” tę książkę.
Zdecydowanie się z tym nie zgadzam! Powiem więcej, uważam, że to niezwykle
wzbogaciło ten reportaż, było niesamowicie uświadamiające. Człowiek chyba nie
ma pojęcia jak skrajne mogą być opinie w jednej sprawie, póki nie dokona
pewnego zestawienia różnych stanowisk, takie właśnie zestawienie stworzył Jacek
Hugo-Bader wykorzystując fora internetowe. Nagle się okazuje, że dowcipy o
Polakach, którzy wszystko wiedzą najlepiej to nie dowcipy. Aż roiło się od
wypowiedzi osób, które prawdopodobnie nigdy nie były w górach, a już na pewno
nie w takich warunkach, a nagle stawały się specjalistami od prawa moralnego i
głosiły moralizatorskie tyrady skierowane do środowiska alpinistów, albo nawet
konkretnie ukierunkowane – do Adama Bieleckiego. Dopiero po przeczytaniu tego
wszystkiego staje się oczywiste, dlaczego Artur Małek nie chciał rozmawiać z
Hugo-Baderem nim ten wróci z wyprawy pod Broad Peak. Ktoś, kto nie był, nie
widział, nie przeżył i nie musiał wybierać, nie jest w stanie powiedzieć nic na
ten temat. Myślę, że właśnie to chciał pokazać Jacek Hugo-Bader sięgając po te,
rzekomo, „zaśmiecające” tekst wypowiedzi.
Wspomniałam również, że książka jest napisana w sposób niezwykły. I właśnie w
tej niezwykłości zawierają się nieustannie walczące ze sobą strony: życia i
śmierci, heroizmu i tchórzostwa, egoizmu i altruizmu. Tę książkę można
przeczytać jednym tchem, ale moim zdaniem nie powinno się tego robić w ten
sposób. Moja przygoda z nią trwała tydzień. Nie dlatego że powoli czytam,
ale dlatego że niektóre fragmenty zmuszały do zatrzymania, przemyślenia,
odetchnięcia. Książka wymaga od czytelnika kontemplacji, zastanowienia się nad
człowiekiem i jego naturą. Niezwykle mocno autor przedstawia, zjawisko, które
sam nazywa „osieroceniem rodziców” – cierpienie i niemoc połączone z
jednoczesnym zrozumieniem i pokorą.
Kończąc czytanie książki, ma się wrażenie, że chyba nie mogła być lepiej
napisana, że jest tak wielogłosowa, że czytelnik ma możliwość sam zdecydować i
ocenić (choć nie sądzę, by po takim przedstawieniu sprawy ktokolwiek czuł się
kompetentny i uprawniony do wygłaszania jakichkolwiek sądów), aż tu nagle na
wspominanym spotkaniu zgromadzeni dowiadują się, że żyjący bohaterowie książki,
uczestnicy letniej wyprawy poszukiwawczej nie są zadowoleni z końcowego efektu.
Uważają, że ich bliscy i oni sami zostali źle przedstawieni, że tekst nie oddaje
tego jacy byli i są. Jacek Hugo-Bader dyplomatycznie próbuje obejść sprawę
stwierdzając, że przecież nie znał ich osobiście, że znał ich tylko z relacji,
że to była jego subiektywna opinia i odtworzenie tego, co o nich usłyszał. Nie
był w stanie przedstawić ich takimi, jakimi widzieli ich bliscy kiedy żyli. Nie
mogłam nie zadać panu Jackowi pytania, na które niestety nie umiał (nie
chciał?) mi odpowiedzieć: Czy to, że bohaterowie reportażu są tak niezadowoleni
z efektu końcowego książki, nie wynika z tego, że mieli nadzieję na
„ukrzyżowanie” kogoś konkretnego, na obarczenie kogoś winą za śmierć Berbeki i
Kowalskiego? Może to przyniosłoby tak potrzebną ulgę i zamknięcie ważnej
sprawy? To kolejny dylemat związany z tą niezwykle trudną książką.
Cytat Indian, który przytoczyłam na początku mojej wypowiedzi, a który Jacek
Hugo-Bader uczynił mottem swojej książki, jest niezwykle trafny i mocny, ale
rozumie się go dopiero, gdy przeczyta się książkę, a zrozumie tak naprawdę, gdy
znajdzie się w sytuacji bohaterów.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz