Wczoraj przekonałam się, że mentalny kanion, który dzieli mnie od kolegów i koleżanek ze studiów jest czasem zupełnie nie do przeskoczenia. Wspominałam o tym już w pierwszej części Mentalnej przepaści.

Ale ludzie! Nikt Wam nie kazał iść na studia!
To dobrowolny wybór każdego człowieka. Co więcej
można przebierać i wybierać w ofertach uczelni i
nawet wybrać pomiędzy tym samym kierunkiem na różnych uczelniach – porównać
przedmioty i wybrać to, co bardziej nam się podoba. Istna
„wybieralnio-przebieralnia”!
Dlatego
nie jestem w stanie zrozumieć dlaczego studenci, którzy sami zdecydowali się na
jakieś studia – DO-BRO-WOL-NIE! – zachowują się jak gimnazjaliści, którzy cisną
znienawidzony przedmiot „byle przejść na farta”. Człowieku, gdyby to była co
najmniej medycyna, albo prawo! Ale na kierunku, co do którego wszyscy są
przekonani, ze jest wylęgarnią bezrobotnych!? (Tak, ja też tam studiuję ;))
Nakreślę Wam sytuację: Jest przedmiot, na którym zbiera się punkty. Jeśli
uzbiera się ich pewną ilość ma się szansę na zwolnienie z egzaminu. Pod koniec
semestru otrzymujemy od prowadzącego listę z punktami, a na górze listy jest
zaznaczona czołówka zwolniona z egzaminu. Nagle okazuje się, że prowadzącego
przechytrzył arkusz, w którym robił zestawienie i powstał bałagan. W czołówce znalazła
się osoba ze źle obliczonymi punktami. Ktoś postanowił poinformować
prowadzącego o błędzie… i wywiązała się draka! Nagle okazało się, że ktoś, kto
chciał tylko sprawiedliwej i dobrze sporządzonej punktacji, stał się
sabotażystą, niemoralnym i pozbawionym wyższych uczuć studenciną, który czeka
na nieszczęście innych i wydziera im taką szansę! Nagle pojawia się wielka
słowna nagonka zapowiadająca lincz anonimowego nadawcy sprostowania do
prowadzącego. „Koledzy” z roku zarzucają mu „brak sumienia”, chamstwo i dążenie
po trupach do celu. Czy ja dobrze widzę!? Nikt, zupełnie nikt nie wyrzucił
pseudo-farciarzowi, że chciał nieuczciwie zagarnąć zwolnienie z egzaminu,
odbierając tę możliwość komuś innemu. Nikt nie pomyślał, że sługa zwyrodniałej
sprawiedliwości oddał w ten sposób przysługę. Przecież prowadzący to nie
idiota, zorientowałby się, że osoba, która właśnie przyszła po wpis, to ktoś
podejrzany. Ktoś kogo nie kojarzy ani z ćwiczeń, ani z wykładów. U tego
prowadzącego taki brak skojarzenia to ewidentny dowód na małą aktywność
studenta. Co gdyby prowadzący nagle postanowił naprawić swój błąd i zaczął z
miejsca odpytywać "farciarza"?
Mam wrażenie, że uczciwość to obecnie cecha deficytowa, którą, co więcej,
należy tępić i dusić w zarodku jak zarazę, nim zdąży się rozpanoszyć.
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz