27 maja 2014

Ściągalstwo




http://i.wp.pl/a/f/jpeg/25997/sciaganie-uczniowie-szkola-jup-490.jpegWedług wszelkich definicji, ściąganie to oszustwo. W języku angielskim nawet nie funkcjonuje takie słowo jak „ściąganie”. Spróbujcie wpisać w translator! Nie ma! Nie ma, bo po co miałoby istnieć słowo, które nie określałoby niczego? W tamtych krajach, w zupełnym przeciwieństwie do Polski, istnieje kategoryczny zakaz ściągania (oczywiście, są uczniowie, którzy ściągają, ale nie o to chodzi). Wiele filmów amerykańskiej produkcji przedstawia ten proceder i najczęściej efektem jest wydalenie z uczelni lub inne poważne konsekwencje. A u nas hulaj dusza, piekła nie ma! 

A już na pewno nie za ściąganie. Co więcej, ci który umieją ściągać to szychy – cwaniaki, obdarzeni niezwykłym darem. Są podziwiani i szanowani, umieją najmniej albo nic, a i tak zawsze wyjdą obronną ręką. „Ściągalstwo” powinno być nowym słowem w języku polskim. Taki nowy rzeczownik odczasownikowy, który podkreślałby tak doskonałe zadomowienie się określanej czynności.
Moja frustracja jaką ostatnimi czasy budzi ściąganie, to nie efekt wykształcenia nauczycielskiego, jakie wciąż zdobywam. To raczej doświadczenie ucznia i studenta, od którego ściągają. Naprawdę, nie mam nic przeciwko ściąganiu z tak zwanych „pomocy naukowych”. Sama swego czasu takie robiłam. Najczęściej po żmudnym zadrukowaniu wąskiej karteczki ręcznym, drobnym maczkiem, okazywało się, że wszystko już umiem i taka ściąga została odkładana na wieczne nieruszenie. Ale wciąż nie mam nic przeciwko temu, by ktoś, kto poświęcił się tej żmudnej robocie, później z niej skorzystał. Zrobił, poświęcił czas, na pewno coś zapamiętał, niech robi co chce.
To, co jednak irytuje mnie najbardziej, to - kolokwialnie określane – zapuszczanie żurawia. Mam wtedy w naprawdę głębokim poważaniu jakie są  powody ściągania. Ci, co piszą sobie ściągi przynajmniej na to poświęcili czas. Nienawidzę, gdy ktoś bezczelnie zagląda mi w kartkę i zżyna ile może! Czuję się wtedy okradana. Wiem, że to co zapisuję nie jest żadnym odkryciem, niemniej jednak traktuję to jako swego rodzaju własność intelektualną. Moją własność intelektualną! Przecież płyt i książek też nie można kopiować. Nie wolno używać czyjegoś tekstu i przedstawiać jako swojego. To plagiat. Dlaczego więc pozwala się na kopiowanie czyjejś pracy, wiedzy, którą zdobył i daje tego dowód pisząc sprawdzian lub egzamin.
Może to kontrowersyjne podejście i, niektórzy mogą uznać, że stronnicze. Sama pisałam ściągi i dlatego się na to zgadzam. Ale myślę, że jest w tym coś więcej. Między kimś w niebezpieczeństwie, a tym kto go uratował tworzy się specyficzna więź. Najczęściej polega ona na tym, że ratujący czuje się w jakiś sposób odpowiedzialny z ratowanego. Znam przypadki, w których dający ściągać czują się odpowiedzialni za tych, którzy od nich ściągali. Ktoś, kto nie umie jest w niebezpieczeństwie, umiejący to ratujący, którzy bierze w tym momencie odpowiedzialność za pracę i swoją, i ten drugiej osoby. Gdy mamy do czynienia ze ściąganiem z własnych notatek czy pisanych ściąg, ściągający może mieć pretensje tylko do siebie w razie niepowodzenia.
Czasem korci mnie by na jakimś teście zaznaczyć wszystkie odpowiedzi błędne, a dopiero później sobie je poprawić. Ciekawe czy to nauczyłoby czegoś takiego ‘cheatera’?

Brak komentarzy :

Prześlij komentarz

Copyright © 2014 MistressExclamation
Designed By Blokotek