
A już na pewno nie za ściąganie. Co więcej, ci który umieją ściągać to szychy – cwaniaki, obdarzeni niezwykłym darem. Są podziwiani i szanowani, umieją najmniej albo nic, a i tak zawsze wyjdą obronną ręką. „Ściągalstwo” powinno być nowym słowem w języku polskim. Taki nowy rzeczownik odczasownikowy, który podkreślałby tak doskonałe zadomowienie się określanej czynności.
Moja frustracja jaką ostatnimi czasy budzi ściąganie, to nie efekt
wykształcenia nauczycielskiego, jakie wciąż zdobywam. To raczej doświadczenie
ucznia i studenta, od którego ściągają. Naprawdę, nie mam nic przeciwko
ściąganiu z tak zwanych „pomocy naukowych”. Sama swego czasu takie robiłam.
Najczęściej po żmudnym zadrukowaniu wąskiej karteczki ręcznym, drobnym
maczkiem, okazywało się, że wszystko już umiem i taka ściąga została odkładana
na wieczne nieruszenie. Ale wciąż nie mam nic przeciwko temu, by ktoś, kto
poświęcił się tej żmudnej robocie, później z niej skorzystał. Zrobił, poświęcił
czas, na pewno coś zapamiętał, niech robi co chce.
To, co jednak irytuje mnie najbardziej, to - kolokwialnie
określane – zapuszczanie żurawia. Mam wtedy w naprawdę głębokim poważaniu jakie
są powody ściągania. Ci, co piszą sobie ściągi przynajmniej na to
poświęcili czas. Nienawidzę, gdy ktoś bezczelnie zagląda mi w kartkę i zżyna
ile może! Czuję się wtedy okradana. Wiem, że to co zapisuję nie jest żadnym
odkryciem, niemniej jednak traktuję to jako swego rodzaju własność
intelektualną. Moją własność intelektualną! Przecież płyt i książek też nie
można kopiować. Nie wolno używać czyjegoś tekstu i przedstawiać jako swojego.
To plagiat. Dlaczego więc pozwala się na kopiowanie czyjejś pracy, wiedzy,
którą zdobył i daje tego dowód pisząc sprawdzian lub egzamin.
Może to kontrowersyjne podejście i, niektórzy mogą uznać, że
stronnicze. Sama pisałam ściągi i dlatego się na to zgadzam. Ale myślę, że jest
w tym coś więcej. Między kimś w niebezpieczeństwie, a tym kto go uratował
tworzy się specyficzna więź. Najczęściej polega ona na tym, że ratujący czuje
się w jakiś sposób odpowiedzialny z ratowanego. Znam przypadki, w których
dający ściągać czują się odpowiedzialni za tych, którzy od nich ściągali. Ktoś,
kto nie umie jest w niebezpieczeństwie, umiejący to ratujący, którzy bierze w
tym momencie odpowiedzialność za pracę i swoją, i ten drugiej osoby. Gdy mamy
do czynienia ze ściąganiem z własnych notatek czy pisanych ściąg, ściągający
może mieć pretensje tylko do siebie w razie niepowodzenia.
Czasem korci mnie by na jakimś teście zaznaczyć wszystkie
odpowiedzi błędne, a dopiero później sobie je poprawić. Ciekawe czy to
nauczyłoby czegoś takiego ‘cheatera’?
Brak komentarzy :
Prześlij komentarz